*Oczami Jassicy
Poszłam na dach. Przyznam, że nic nie chce mi się robić. Zawsze dobrze mi się myśli na dachu. To jedyne
miejsce, do którego nie chodzi ze mną Katrina. Jestem
ciekawa czy ona czasem myśli o rodzicach, jakby to
było, gdyby oni nadal żyli? Jakby nie było tego pożaru?
Zawsze mnie to ciekawiło, ale nie rozmawiałam o tym z
Katrin. Raz jak próbowałam strasznie się zdenerwowała,
nakrzyczała na mnie, że w ogóle o tym wspominam,
że to nic nie zmieni i nie warto tego rozpamiętywać. No
więc nie próbowałam już drugi raz. Dla niej to bardzo
trudna sprawa, w sumie tak jak dla mnie. No, ale jakoś sobie bez nich
radzimy, może nie w najlepszy sposób
jaki jest, ale bynajmniej mamy co jeść. Nie jestem pewna czy to dobrze, że
spotkałyśmy Gang One Direction,
no ale mniejsza z tym. Jedyne co mnie teraz wkurza to to, że Karina
zaprzyjaźniła się z Louisem. Nie wiem czy można im
ufać, sama zresztą mówiła, że musimy na nich uważać, a teraz...
-Dlaczego tutaj przyszłaś? - wyrwał mnie jak zwykle z zamyślenia Harry.
-Bo lubię czasem tu przyjść i wszystko przemyśleć. A dlaczego pytasz?
-Szukałem Cię - jak mam być szczera, to jego odpowiedź strasznie mnie zaskoczyła.
-Po co?
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. To bardzo ciekawe, szuka mnie, ale nie wie po co. Nie no po prostu szczyt inteligencji. Nie powiem, że go nie lubię, ale mógłby już sobie pójść jak nie ma nic do powiedzenia.
-Widzisz tamten budynek? - zapytał mnie.
-Oczywiście, że tak. Dlaczego pytasz?
-Wiesz co się stało z właścicielami tego budynku?
-Mniej więcej, ale moja siostra wie więcej.
-Trudno. Mów co wiesz.
-No więc... Mieszkało w nim małżeństwo z dwójką dzieci, no i rodzina zaginęła?
-Pół na pół.
-Jak to?
-Zawołaj Karinę.
Właśnie się odwróciłam żeby ją zawołać, ale ona tam już stała. Opierała się o ścianę, a raczej to co, po niej zostało. Uśmiechnęła się i podeszła do nas.
-Więc tak. Mieszkające tam małżeństwo miało córkę i syna. Dziewczynka była o dwa lata starsza od brata.
Ich rodzice zaginęli cztery, może pięć lat temu. Dziewczyna zajmowała się swoim bratem, ale dwa i pół roku temu miała wypadek samochodowy, w którym zginęła - tu moja siostra się zatrzymała. Ale skąd ona tyle o tym wie? Pokręciła głową i dokończyła. - Ale nie wiem co stało się z chłopakiem.
-Skąd Ty tyle o tym wiesz?
-Lubiłam ten dom. Często go obserwowałam...
-Wiesz jak mieli na nazwisko? - zapytał Karinę Harry.
-Tak. Styles... - wow, czyli to tak jakby jego dom. - Ty masz tak na nazwisko. To Twój dom, prawda?
-Tak i nie. Nie mieszkam w nim. To zbyt niebezpieczne. Naprawdę się wcześniej nie skapnęłaś?
-Trochę mi przypominałeś tamtego chłopaka, ale mało jest podobnych ludzi na świecie?
-W sumie.
Moja siostra uśmiechnęła się i poszła za pewne z powrotem na swój parapet. Ona się świetnie dogaduje z każdym. Wszędzie czuje się dobrze, a jeśli tak nie jest to potrafi to świetnie zakamuflować. To jest nie fair. Wszędzie świetnie sobie radzi, a ja mam takie miejsca gdzie bez niej nie dam rady, to smutne, ale prawdziwe. Jesteśmy siostrami i ona też powinna mnie potrzebować. Ale nie, ona potrzebuje tylko swojej pieprzonej ciszy i spokoju, wtedy podejmuje najlepsze działania, ale pod presją też świetnie działa. Kiedy jeszcze miałyśmy rodziców, to ona miała tysiące przyjaciół. Ja tylko jedną przyjaciółkę. Nazywała się Nicole. Była dla mnie jak druga siostra. Zawsze bawiłyśmy się razem. Teraz nawet nie wiem gdzie jest, gdzie mieszka, co się z nią dzieje, czy mnie pamięta. To smutne, kiedy nie utrzymujesz kontaktów z jedyną przyjaciółką jaką masz lub miałaś.
-Wszystko okej? - zapytał mnie Harry.
-Co? A tak, wszystko w porządku - odpowiedziałam, a on mnie przytulił. To miłe z jego strony, choć powiedziałam, że wszystko okej.
-Idziemy do reszty?
-Idź. Zaraz przyjdę.
-Spoko - odpowiedział mi i poszedł.
*Oczami Harrego
Zrobiło mi się żal Jassicy. Na pierwszy rzut oka widać, że strasznie się różni od Kariny, charakterem i wyglądem. Ale widać też, że są ze sobą bardzo zżyte. Nie dziwię się. Ogółem Karina lepiej się dogaduje z ludźmi jest bardziej ufna, choć sądzę, że to tylko pozory. Jass na początku obserwuje, a dopiero później działa, no i oczywiście zawsze słucha się siostry. Co dowodzi tylko temu, że Karina rządzi w ich gangu. Gdy wszedłem do pokoju, Karina siedziała na parapecie i uśmiechała się do Louisa, który coś jej opowiadał. Zayn, Niall i Liam, gadali, a raczej coś ustalali. W sumie same nudy, po chwili do pokoju weszła Jassica. Spojrzała się na mnie, a następnie jej wzrok powędrował w kierunku jej siostry. Chyba nie była za bardzo zadowolona z faktu iż jej siostra gada z Lou.
Dziwne. Moim zdaniem pasowali by do siebie. No i jest jeszcze taki jeden fakt, że Louis nie przepada za kumplowaniem się z dziewczynami. Ogółem nie lubił z nimi nawet gadać. Jak mam być szczery to trochę mnie to dziwi. Podszedłem do Jassicy. Nawet nie zwróciła uwagi. Siedziała wpatrzona w Karin i się uśmiechała. Może nie ma nic przeciwko temu, że Lou gada z jej siostrą? Tylko udaje, że jej się to nie podoba? A może po prostu cieszy się tym, że jej siostra jest szczęśliwa?
-A teraz to ja się Ciebie zapytam. Nad czym się teraz zastanawiasz? - zapytała mnie niebieskooka.
-Nad niczym. Tak sobie myślałem...
-O co chcesz mnie zapytać? - skąd ona wie, że chce się jej o coś zapytać? W sumie jest bardzo bystra.
-Cieszysz się, że Twoja siostra lubi Louisa? - gdy wypowiedziałem to zdanie, uśmiech momentalnie zniknął jej z twarzy. Podniosła się z podłogi i podeszła do ściany.
-A czy ja wyglądam na osobę, która by się cieszyła z tego powodu?
-Raz tak, raz nie...
-To ja Ci odpowiem. Nie, nie cieszę się. Jak mam być szczera to mnie strasznie wkurza. Ona zawsze robi to co chce i nikogo się nie słucha - powiedziała Jass, choć widziałem, że powstrzymuje się od wykrzyczenia tego co sądzi o tym wszystkim. Ale i tak wszyscy zaczęli się na nią patrzeć, a ona kontynuowała. - Zawsze lepiej dogadywała się z ludźmi, miała więcej przyjaciół, była bardziej ufna, sprytniejsza i mądrzejsza. Potrafi sobie poradzić gdziekolwiek by nie była. Po prostu zawsze jest lepsza ode mnie! - to ostatnie zdanie wykrzyknęła i pobiegła na dach. Bynajmniej tak sądzę. Karina wstała, a na jej twarzy malował się nie pokój.
-Co ona znowu wygaduje... - powiedziała i również poszła na górę. Louis również wstał, ale mu przeszkodziłem.
-To sprawa rodzinna, Lou.
-Pewnie masz rację.
*Oczami Kariny
Co ona do jasnej cholery wygaduje? Ja perfekcyjna we wszystkim? No dobre żarty. Poszłam do niej. Widziałam, że Lou chciał pójść za mną, ale Harry mu przeszkodził. Dobrze zrobił. Tym mniej o mnie wie tym lepiej. Nie tylko dla mnie, ale też i dla niego. Ja wcale nie jestem ufna w stosunku do wszystkich. Ja udaję, że jestem ufna, ale tak naprawdę nie jestem. Muszę się dobrze zastanowić nad tym co odpowiem. Jass sądzi, że jestem od niej lepsza. Ale to nie jest prawda. Zawsze sądziłam, że dobrze sobie radzi, jak i nie lepiej ode mnie. Może i potrafię poradzić sobie w trudnych sytuacjach, ale nie we wszystkich.
-Jassica, możemy porozmawiać?
-------------------------------------------------------------
Bardzo dziękuję mojej przyjaciółce Adze, która dała mi pomysł na ten rozdział.
Dodam następny jak będzie 5 komentarzy
poniedziałek, 7 lipca 2014
środa, 2 lipca 2014
Rozdział 4
*Oczami Kariny
Posłusznie posłuchałam siostry i poszłam z Louisem po jedzenie. Gdy byliśmy już na dachu Louis zaczął się wydurniać, strasznie mnie to rozśmieszyło.
-Co Ty robisz?-zapytałam rozśmieszona.
-Wygłupiam się.-to mówiąc zrobił salto.
-Nieźle. Ale mieliśmy pójść po jedzenie.
-To przecież idziemy.
-Właśnie widzę.-usłyszałam wycie wilka.-Słyszysz?
-Tak, co to?
-Safa. Ona chroni mnie i moją siostrę. Jest wilkiem, szybkim i zabójczym. Biała furia.
-Serio? Ja miałem sztucznego gołębia, nazywał się Kevin.
-Co się z nim stało?
-Został w domu.
-Aha...Bardzo ciekawe. Może Safa ma coś do jedzenia.
-Ten wilk? Niby co może mieć do jedzenia? Mięso?
-No chyba raczej. Chodź.-chłopak mnie posłuchał i po chwili stanęliśmy na przeciwko Safy. Louis cofnął się trochę. Widziałam strach w jego oczach. Biała furia usiadła i spojrzała się na niego ze zdziwieniem. Pociągnęłam Louisa za rękę i podeszliśmy do Safy. Furia zaczęła mu się przyglądać z coraz większym zdziwieniem.
-Naprawdę aż tak się jej boisz?-zapytałam wystraszonego Louisa.
-Yhy...Ona jest ogromna.
-A co myślałeś? Że mała? To dorosły wilk. Safa przynieś coś do jedzenia!-ani się obejrzałam, a biała wilczyca przyniosła to o co proszę. -Dobra furia.
-A tak w ogóle, to skąd ona ma kanapki?
-Zwinęła komuś. A co? Lepiej się ciesz, że nie przyniosła jakiegoś martwego zwierzaka.
-A nic. To co wracamy?
-Wracamy, ale...
-Ale co?
-Nie zostawię tu Safy.
-Ale ja tak.
-To idź sam.
-Ale nie znam drogi.
-Więc wilk idzie z nami.
-Ale...
-Ale co?
-Ja się jej boję...
-Ty? Wielki gangster? I boi się wilka? No niezłe żarty Louis, Safa choć.
-Ale ja nie żartuję...
-Prawie się nabrałam. No choć.
Pociągnęłam przestraszonego Louisa i poszliśmy w kierunku domu, Safa szła z nami.
*Oczami Jessicy
Moja siostra nie wracała długo z Louisem i jedzeniem, dziwne. Zazwyczaj dwie sekundy i jest z powrotem. Jeśli ten chłopak coś jej zrobił to...
-Hejka wszystkim. Mam kanapki i wielkiego wilka!
No cóż... Cała moja siostra. Najśmieszniejsze w tej całej sytuacji było to, że Louis stał za nią i nie robił żadnego kroku do przodu.
-Louis! No chodź! Mówię Ci, Safa nic Ci nie zrobi. - Karina próbowała go przekonać, no i jej się to udało. Po zjedzonej kolacji, Karin poszła na swoje miejsce, mianowicie parapet.
Nie wiem dlaczego, ale strasznie uwielbia gapić się na ulice tego miasta. Podszedł do niej Louis, co mnie nie za bardzo zdziwiło i usiadł na przeciwko mojej siostry, na co ona prawie w ogóle nie zwróciła uwagi. No cóż jej wybór. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry.
-Nad czym tak rozmyślasz?
-Nad niczym, tak sobie obserwuję moją siostrę.
-Siostrę czy Louisa?
-Siostrę. Louis mi się nie podoba, zresztą chyba wpadł mojej siostrze w oko. Cały czas o czymś ze sobą gadają. A tak swoją drogą, nie wiem czy mi powiesz, ale po co wam narkotyki?
-Do ćpania.
-A tak na serio?
-No to Ci odpowiedziałem tak na serio.
-Bez sensu.
-A jednak. Dobra idę do Zayna, jak coś to mnie zawołaj, dobra?
-Dobra.
*Oczami Kariny
Louis jest strasznie zabawny, cały czas mnie rozśmiesza. A moja siostra to wszystko obserwuje z daleka i myśli, że się nie skapnę. Zabawna jest.
-Gdzie wcześniej mieszkałeś?
-W Doncaster. Było tam nawet fajnie, ale po prostu nie obchodzi mnie rodzina i tyle.
-Ja dałabym wszystko by mieć rodzinę.
-A ja dałbym wszystko żeby jej nie mieć. Logika. Ty masz właśnie fajnie.
-Lou? Mogę tak w ogóle do Ciebie mówić?
-Oczywiście.
-Mogę się o coś Ciebie zapytać?
-Spoko, pytaj śmiało.
-Czy czasem nie chciałbyś do nich wrócić? Wrócić do domu?
-Wiesz co? Może czasem, ale to prawie w ogóle.
-A dlaczego tak naprawdę uciekłeś?
-Chcesz znać prawdę? Proszę. Kiepsko się uczyłem, dlatego mój ojciec codziennie się wkurwiał, matka cały czas narzekała, a no i oczywiście moje całe rodzeństwo doprowadzało mnie do szału.
-Przepraszam, że w ogóle zapytałam. Nie chciałam Ciebie zdenerwować...
-Nic się nie stało. To ja przepraszam. Nie powinienem, aż tak nerwowo się zachować - to powiedziawszy mnie przytulił. Przyznam, że mnie tym zaskoczył, bardzo mocno zaskoczył. Odwzajemniłam uścisk.
Gadaliśmy jeszcze trochę i poszliśmy spać.
Posłusznie posłuchałam siostry i poszłam z Louisem po jedzenie. Gdy byliśmy już na dachu Louis zaczął się wydurniać, strasznie mnie to rozśmieszyło.
-Co Ty robisz?-zapytałam rozśmieszona.
-Wygłupiam się.-to mówiąc zrobił salto.
-Nieźle. Ale mieliśmy pójść po jedzenie.
-To przecież idziemy.
-Właśnie widzę.-usłyszałam wycie wilka.-Słyszysz?
-Tak, co to?
-Safa. Ona chroni mnie i moją siostrę. Jest wilkiem, szybkim i zabójczym. Biała furia.
-Serio? Ja miałem sztucznego gołębia, nazywał się Kevin.
-Co się z nim stało?
-Został w domu.
-Aha...Bardzo ciekawe. Może Safa ma coś do jedzenia.
-Ten wilk? Niby co może mieć do jedzenia? Mięso?
-No chyba raczej. Chodź.-chłopak mnie posłuchał i po chwili stanęliśmy na przeciwko Safy. Louis cofnął się trochę. Widziałam strach w jego oczach. Biała furia usiadła i spojrzała się na niego ze zdziwieniem. Pociągnęłam Louisa za rękę i podeszliśmy do Safy. Furia zaczęła mu się przyglądać z coraz większym zdziwieniem.
-Naprawdę aż tak się jej boisz?-zapytałam wystraszonego Louisa.
-Yhy...Ona jest ogromna.
-A co myślałeś? Że mała? To dorosły wilk. Safa przynieś coś do jedzenia!-ani się obejrzałam, a biała wilczyca przyniosła to o co proszę. -Dobra furia.
-A tak w ogóle, to skąd ona ma kanapki?
-Zwinęła komuś. A co? Lepiej się ciesz, że nie przyniosła jakiegoś martwego zwierzaka.
-A nic. To co wracamy?
-Wracamy, ale...
-Ale co?
-Nie zostawię tu Safy.
-Ale ja tak.
-To idź sam.
-Ale nie znam drogi.
-Więc wilk idzie z nami.
-Ale...
-Ale co?
-Ja się jej boję...
-Ty? Wielki gangster? I boi się wilka? No niezłe żarty Louis, Safa choć.
-Ale ja nie żartuję...
-Prawie się nabrałam. No choć.
Pociągnęłam przestraszonego Louisa i poszliśmy w kierunku domu, Safa szła z nami.
*Oczami Jessicy
Moja siostra nie wracała długo z Louisem i jedzeniem, dziwne. Zazwyczaj dwie sekundy i jest z powrotem. Jeśli ten chłopak coś jej zrobił to...
-Hejka wszystkim. Mam kanapki i wielkiego wilka!
No cóż... Cała moja siostra. Najśmieszniejsze w tej całej sytuacji było to, że Louis stał za nią i nie robił żadnego kroku do przodu.
-Louis! No chodź! Mówię Ci, Safa nic Ci nie zrobi. - Karina próbowała go przekonać, no i jej się to udało. Po zjedzonej kolacji, Karin poszła na swoje miejsce, mianowicie parapet.
Nie wiem dlaczego, ale strasznie uwielbia gapić się na ulice tego miasta. Podszedł do niej Louis, co mnie nie za bardzo zdziwiło i usiadł na przeciwko mojej siostry, na co ona prawie w ogóle nie zwróciła uwagi. No cóż jej wybór. Z zamyślenia wyrwał mnie Harry.
-Nad czym tak rozmyślasz?
-Nad niczym, tak sobie obserwuję moją siostrę.
-Siostrę czy Louisa?
-Siostrę. Louis mi się nie podoba, zresztą chyba wpadł mojej siostrze w oko. Cały czas o czymś ze sobą gadają. A tak swoją drogą, nie wiem czy mi powiesz, ale po co wam narkotyki?
-Do ćpania.
-A tak na serio?
-No to Ci odpowiedziałem tak na serio.
-Bez sensu.
-A jednak. Dobra idę do Zayna, jak coś to mnie zawołaj, dobra?
-Dobra.
*Oczami Kariny
Louis jest strasznie zabawny, cały czas mnie rozśmiesza. A moja siostra to wszystko obserwuje z daleka i myśli, że się nie skapnę. Zabawna jest.
-Gdzie wcześniej mieszkałeś?
-W Doncaster. Było tam nawet fajnie, ale po prostu nie obchodzi mnie rodzina i tyle.
-Ja dałabym wszystko by mieć rodzinę.
-A ja dałbym wszystko żeby jej nie mieć. Logika. Ty masz właśnie fajnie.
-Lou? Mogę tak w ogóle do Ciebie mówić?
-Oczywiście.
-Mogę się o coś Ciebie zapytać?
-Spoko, pytaj śmiało.
-Czy czasem nie chciałbyś do nich wrócić? Wrócić do domu?
-Wiesz co? Może czasem, ale to prawie w ogóle.
-A dlaczego tak naprawdę uciekłeś?
-Chcesz znać prawdę? Proszę. Kiepsko się uczyłem, dlatego mój ojciec codziennie się wkurwiał, matka cały czas narzekała, a no i oczywiście moje całe rodzeństwo doprowadzało mnie do szału.
-Przepraszam, że w ogóle zapytałam. Nie chciałam Ciebie zdenerwować...
-Nic się nie stało. To ja przepraszam. Nie powinienem, aż tak nerwowo się zachować - to powiedziawszy mnie przytulił. Przyznam, że mnie tym zaskoczył, bardzo mocno zaskoczył. Odwzajemniłam uścisk.
Gadaliśmy jeszcze trochę i poszliśmy spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)